Wysokie zarobki były najważniejszym czynnikiem, który zmotywował mnie do wyjazdu za granice. Jednak nie chodziło mi o to, by w ogóle zarabiać w obcej walucie, ale by zarabiać możliwie jak najwięcej, w dodatku w moim zawodzie. Z zawodu zaś jestem mechanikiem – nic więc dziwnego, że nie chce pracować na przykład jako kelner w Hiszpanii czy jako sprzątacz w Anglii. Praca mechanika w Szwecji jest dość opłacalna, można tu liczyć na zarobki rzędu 18-20 tysięcy koron szwedzkich, co daje około 10 tysięcy złotych. Oprócz wysokich zarobków, wiązałem z pracą w Szwecji także innego rodzaju nadzieje. Mianowicie, postawiłem sobie za cel nauczenie się jakiegoś ciekawego i rzadkiego języka obcego. Angielski już znam i uważam, że to żaden wyczyn porozumiewać się w tym języku, natomiast nigdy dotąd nie miałem styczności ze szwedzkim. Kupiłem całe naręcze podręczników i samouczków do nauki szwedzkiego, i kontaktowałem się tam z moimi pracodawcami, ale także znajomymi w pracy głównie w ten sposób – nosząc przy sobie słownik lub elektroniczny translator i tłumacząc rozmowy zdanie po zdaniu. Tak naprawdę Szwedzi bardzo cenią sobie zapał obcokrajowców do nauki, i szanują osoby, które przyjeżdżają do Szwecji nie tylko po to, by dostawać duże wynagrodzenie, ale też dawać coś z siebie. Uważam, że wyjazd za granicę tylko dla liczenia zysków jest bezsensowny, bowiem z takiego wyjazdu możemy otrzymać dużo więcej niż tych parę zer na koncie – na przykład dodatkowe umiejętności, które są o wiele cenniejsze.