Podjęłam swoją pierwszą pracę, gdy miałam zaledwie 18 lat, i była to praca w Szwecji. To prawda, że rzuciłam się na głęboką wodę, i nawet moi rodzice przez długi czas protestowali przed wysłaniem mnie tak daleko. Ale ja byłam nieugięta – za pieniądze otrzymane w prezencie na osiemnastkę kupiłam bilet do Szwecji, i część pieniędzy wymieniłam na korony. Jasne, bałam się wszystkiego – że pracodawca z urzędu pracy, do którego mam jechać okaże się oszustem, że nie odnajdę się na miejscu nie znając języka, i ledwo dukając po angielsku. Rzeczywistość okazała się jednak dużo łagodniejsza. Pracowałam z wieloma Polkami, a mój bezpośredni przełożony też był Polakiem, co znacznie ułatwiało nam kontakt. W Szwecji pracowałam przy sortowaniu warzyw, co było bardzo monotonną i męczącą fizycznie pracą. Dopiero po około dwóch tygodniach przyzwyczaiłam się do niej na tyle, że po powrocie do miejsca zakwaterowania byłam w stanie ugotować sobie jeszcze obiad, zamiast tylko rzucić się na łóżko z wyczerpania. Po dwóch miesiącach w Szwecji zaczęłam odżywać – regularny tryb życia i pracy sprawił, że bardzo szybko do niej przywykłam, sama praca przestała mnie męczyć, i mogłam ją wykonywać jeszcze szybciej i wydajniej. Po pracy uczyłam się angielskiego i korzystałam z uroków życia za granicą – robiłam zakupy, gotowałam lokalne potrawy. Zaczęłam tam zarabiać pierwsze w życiu, i to naprawdę poważne pieniądze. Na razie nie planuję powrotu do Polski, chcę jeszcze trochę zaoszczędzić i wykorzystać swój pobyt tutaj.