Wciąż wiele mówi się o konieczności podnoszenia kwalifikacji, kończeniu studiów i kursów, nauce przez całe życie, jednak w Polsce zapomina się przy tym pędzie po wiedzę o praktycznych umiejętnościach. Wyjeżdżając za praca do Szwecji przekonałam się na własnej skórze jak niewiele warte są moje dyplomy z Polski. Okazało się, ze owszem kwalifikacje są potrzebne, niezbędne, ale to nie dyplom zdecydował że dostałam pracę. Sprawdzono podczas rekrutacji moje faktyczne umiejętności, liczyło się doświadczenie jakie posiadałam jeszcze z pracy w kraju. Gdyby nie to dyplomy na nic by się zdały podobnie jak certyfikaty językowe. Nikt nie patrzył na to co skończyłam, ale na to co umiem i jak sobie radze w zawodzie. W zawodzie pielęgniarki istnieje możliwość podnoszenia kwalifikacji, stąd też mając nadzieję, że z czasem osiągnę szczyt wyjechałam pełna nadziei. Co prawda na samym początku zaczynałam od zera. Niewiele osób mi ufało, czy faktycznie umiem to co powinnam. Mnóstwo osób patrzyło na mnie podejrzliwie, ale szybko dałam się poznać od dobrej strony, a co za tym idzie również szybko uznano moje kwalifikacje. Kursy państwowe uznania dyplomu okazały się tylko formalnością z czego bardzo się cieszyłam. Mimo wszystko postanowiłam nie poprzestawać na dokształcaniu się i wciąż zdobywam nowe kwalifikacje. Z wyjazdu jednym słowem jestem zadowolona, co prawda brakuje mi moich znajomych, kontaktu z rodziną, ale stosowne wynagrodzenie mi niweluje te braki. Myślę o tym, by ściągnąć do siebie dwie koleżanki, które w Polsce wciąż liczą na lepsze czasy harując za niewielkie pieniądze w państwowych szpitalach.